Coś, co mnie uwiera. Coś, co mnie boli.



Ostatnio wybitnie mam dosyć przebywania w społeczeństwie, zarówno na żywo, jak i online. Nie ukrywam, że do tego zniechęcenia przyczynia się cały szereg ludzkich zachowań, głównie w sieci, od których - mówiąc wprost i bardzo obrazowo - na rzyg się zbiera.

Od drobnostek zaczynając, żeby nie walnąć od razu z grubej rury, przytoczyć mogę zatrważającą nieumiejętność czytania ze zrozumieniem.
Otóż, prowadzę sobie fanpage adopcyjny, a żeby nie było ogólnego chaosu i było jednolicie, i zarazem ładnie, utworzyłam schemacik, który powinien zostać wypełniony przez szukającego małego przyjaciela człowieka. Szablon ów jest łatwo dostępny, umieszczony w notkach fanpejdża, a ponadto kiedy otwiera się okienko Messengera, pojawia się tam stosowna informacja. Mimo tego, nadal jesteśmy do spółki z resztą szanownej redakcji zasypywani wiadomościami pokroju "Szukam [tu wpisz dowolnego gryzonia w dowolnej ilości]", bez żadnych detali. Miałam nawet przypadek ekstremalny, kiedy po odesłaniu linka do schematu, otrzymałam odpowiedź skonstruowaną identycznie, z identycznym brakiem najważniejszych informacji i dopiskiem "powinno wystarczyć".
Nie liczę pytań typu "Czy są jeszcze [tu wpisz dowolnego gryzonia w liczbie mnogiej] z [tu wpisz dowolne miasto/region]?" i pytań, czy dowozimy zwierzęta do domu. Bo przecież jesteśmy sklepem i spółką transportową w jednym, a nie stroną jedynie pośredniczącą w adopcjach, prawda?

A teraz będzie grubiej.
Bo będzie o zachowaniach i tendencjach, które napotykam w komentarzach na Facebooku.

Pierwsze, co mnie absolutnie obrzydza, to stada Grażyn, które pod jakimkolwiek postem dotyczącym zwierzęcej krzywdy (nieważne, czy chodzi o skatowanego psa, oskórowanego kota, czy - przykład z dzisiaj - parkę obszytą lisim futrem) wylewają hektolitry... pomyj, jadu i żółci (żeby ktoś ze łzami nie pomylił). Lecą groźby ("Otluc skurwiela tak żeby nie mógł siedzieć na dupie" [pisownia oryginalna]), lecą bluzgi, wyzwiska, złorzeczenia ("cholerne bydlaki zycze wam zebyscie zdychali z głodu i bolu", "Szkoda że te szmaty pod pociąg nie wpadły byłoby to dla nich odpowiednią karą" [pisownia oryginalna]) - wszystkie pod adresem sprawcy owej krzywdy, okraszone toną błędów ortograficznych i literówek, jakby właśnie TO miało zmienić cokolwiek. Jakby to miało przywrócić zwierzęciu życie i jeszcze na skrzydłach tych fantazyjnych wyzwisk oraz gróźb dofrunąć do sprawcy. I dać mu w pysk. Dlaczego ci ludzie nie mogą się pohamować? Dlaczego zamiast marnować energię na wyklepanie chaotycznie skonstruowanej wiązanki, nie mogą zrobić czegoś, co faktycznie byłoby konstruktywne? To mnie przeraża, ta nieumiejętność podjęcia innego niż agresywne i bezskuteczne działania, które na dodatek uderzają we wszystkich, którzy trafią na taki komentarz, tylko nie w samego winnego.

Kolejna tendencja, to wciskanie wszędzie, absolutnie WSZĘDZIE, niezależnie od tematu komentowanego posta, nawiązań politycznych. Post o kotach - zaraz się pojawia "Dzwonie do Prezesa, ze tu szkaluje sie koty!?!" [pisownia oryginalna], post o psach "Uważaj bo prezes ci usunie", post o czymkolwiek innym "hurr ty durny [tu wstaw nazwę sympatyka danej partii] durr" albo "Ty ruski putinowski trollu". Czy ludzie naprawdę nie potrafią rozmawiać neutralnie politycznie? Bo kiedy ja czytam sobie spokojnie wątek o kotach, a tam pojawiają się polityczne nawiązania, to wybitnie zbiera mi się na rzyg. To jest po prostu obrzydliwe, tak obrzydliwe, że nie mam nawet do czego porównać. Może chcą być zabawni, ale to nie jest zabawne. To jest obrzydliwe i żałosne do bólu.

Jeszcze jedna kwestia! Ignorancja. Kiedy przytaczasz badania, artykuły, fakty, a zderzasz się ze ścianą jawiemlepiejizmu. I denializmu. Ot, choćby ostatnio po przytoczeniu obszernego posta z podlinowanymi badaniami na temat szkód wyrządzanych przez koty wśród rodzimego ptactwa, napisanego przez znajomego biologa (pozdrawiam Pitu!) dostałam w twarz tekstem "co mnie jakiś pojedynczy gołebiarz interesuje. Daj link do wiarygodnej renomowanej informacji a nie jakiegoś ptasiora". Byle nie przeczytać, byle mieć pretekst, żeby trwać przy swoim wygodnym poglądzie, jakkolwiek błędny by nie był, bo przecież ta głupia baba dała zbyt mało renomowane i wiarygodne źródło.

Na koniec dorzucę jeszcze to, co w zeszłą środę dosłownie zwaliło mnie z nóg. W negatywnym tego pojęcia znaczeniu.
Cofnijmy się zatem do środy. Przyjeżdżam sobie do pracy. Kierownik prosi mnie na słówko, a ja niczego się nie spodziewam, bo co złego może się stać, skoro pracuję tam dopiero od tygodnia? Otóż... otrzymałam wypowiedzenie. Tak bardzo się tego nie spodziewałam, w takim byłam szoku, że podpisałam to nieszczęsne rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, zamiast żądać rozwiązania w normalnym trybie z dwutygodniowym okresem wypowiedzenia. Pracowałam tam tydzień. TYDZIEŃ. W ciągu tygodnia, kiedy się wdrażałam, kierownik stwierdził sobie, że się jednak nie nadaję. Tak, też tego nie potrafię pojąć.
Jakby pecha tego dnia było mało, w drodze do pracy zaliczyłam mandacik od kanarów, a w drodze powrotnej poszła mi szybka w telefonie. I do kompletu dostałam trzydniowej migreny.
Tyle przegrać. :)


PS Korzystając z wolnych chwil, wzięłam się za twórczość i streamuję częściej: link do kanału

Komentarze

  1. Ojej.... przykro mi bardzo z powodu tej pracy ... :(
    Często czytam komentarze na różnych stronach , niestety przypadki które opisałaś to aktualna tendencja wymiany(?) myśli w internecie :( .
    1. absolutny brak zrozumienia umieszczonej treści (może czytają tylko pierwsze zdanie ?)
    2. komentarze nawiązujące do religii i polityki
    3. koszmarne błędy ortograficzne
    4. agresja i zawiść
    5. dołująca głupota (vide pkt.1)
    Z całego serca życzę Ci aby to już był koniec "Czarnej Serii" . Pośrednictwo adopcyjne to piękna akcja :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pęknięte serce, czyli jak umieć pozwolić odejść, kiedy trzeba

Po przerwie - Malarsko