Jest środa. Niektórzy mówią, że to taki mały piątek i chyba coś w tym jest, bo wstając w środę rano myślę sobie "A! Jak fajnie, jutro już czwartek!" a potem robi się piątek, a potem sobota, a potem niedziela i znowu poniedziałek. Dobrze, że chociaż w pracy się nie przemęczam, bo samo to podróżowanie w czasie jest okropnie wyczerpujące. Tak wyczerpujące, że aż głowa boli. Jadę sobie do pracy wukadką i o dziwo nie jestem zirytowana absolutnie niczym, chociaż to może być zasługa dobrze wybranego miejsca siedzącego. Zazwyczaj społeczeństwo, które mnie otacza w postaci zupełnie przypadkowych osób bardzo mnie irytuje. Tak bardzo, że mam ochotę dać z łokcia każdemu, kto zbliży się do mnie na mniej niż pół metra. Najbardziej, kiedy stoję albo ...