Droga do pracy

Jest środa. Niektórzy mówią, że to taki mały piątek i chyba coś w tym jest, bo wstając w środę rano myślę sobie "A! Jak fajnie, jutro już czwartek!" a potem robi się piątek, a potem sobota, a potem niedziela i znowu poniedziałek. Dobrze, że chociaż w pracy się nie przemęczam, bo samo to podróżowanie w czasie jest okropnie wyczerpujące. Tak wyczerpujące, że aż głowa boli.

Jadę sobie do pracy wukadką i o dziwo nie jestem zirytowana absolutnie niczym, chociaż to może być zasługa dobrze wybranego miejsca siedzącego. Zazwyczaj społeczeństwo, które mnie otacza w postaci zupełnie przypadkowych osób bardzo mnie irytuje. Tak bardzo, że mam ochotę dać z łokcia każdemu, kto zbliży się do mnie na mniej niż pół metra. Najbardziej, kiedy stoję albo idę. Ludzie wymuszają pierwszeństwo nawet w przejściach podziemnych! Gdybym żyła w świecie baśni, z pewnością byłabym tą, która pluje żabami, bo zawsze, ZAWSZE w takich miejscach mamroczę pod nosem soczyste wiązanki.

Napisałabym coś więcej, ale już mi się nie chce. Czas zacząć dzień.

Komentarze

  1. albo mogłabyś nosić szkatułkę na przekleństwa ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi jak wspaniały pomysł, żeby coś zmajstrować. :D

      Usuń
    2. majstruj wedle swej fantazji -
      jak CI się nie będzie chciało
      zawsze możesz się poratować
      sprawdzonym słoiczkiem na...

      Usuń
  2. ... a ja staram się w takich chwilach udawać że mnie nie ma :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pęknięte serce, czyli jak umieć pozwolić odejść, kiedy trzeba

Wstęp.