A gdyby tak...

Nerchel wciąga mnie w świat lalek. Powiem wam, jak to jest - przychodzi do was Nerka i mówi "O, patrz, mam takie modelki, chodź", a potem idziemy do lasu. Idziemy tym lasem, idziemy, idziemy... A tu nagle dziupla w drzewie. A dziupli pilnuje stado lalek ubranych w liście dla kamuflażu.
Nerkę już znają, więc wchodzimy do dziupli i jak nagle nie polecimy w dół!
Lądowanie jest na szczęście miękkie, a dookoła jest jeszcze więcej lalek. Każda ma swój potencjał, niektóre wymagają lekkiej poprawy tego i owego, ale wszystkie są mnie ciekawe.
"A co to za jedna, a co ona ma ze sobą? Co to za lampki, co to za lufa?"
Jak się zorientowały, że to aparat fotograficzny, zażądały sesji.

Zostałam na tyle wciągnięta, że wcale nie chcę poprzestać na fotografowaniu lalek Nerki. Chcę własne lality! Wygrzebałam nawet z szafy jakąś starą Steffi-wróżkę i pannę z Winx. Planuję repaint obu i reroot tej Steffi, bo ma paskudne włosy. Może kiedyś będą zdjęcia.
Najbardziej to bym chciała mieć którąś z kucyponkowych lalek... I coś z fajną artykulacją. Marzenia, bo mnie nie stać, więc muszą mi wystarczyć moje dwie konuski (tak, obie są niziutkie). A i tak muszą zaczekać, aż będę mogła sobie pozwolić na kupienie tego, co niezbędne do repaintów. Na Steffi nawet mam plan - zrobię z niej driadę. Albo drowkę. Zobaczymy.
Trzymajcie kciuki.

Komentarze

  1. chyba wiele wypadów okołolalkowych
    tak właśnie wygląda - najpierw myślisz,
    że idziesz na chwilkę, dodać kurażu
    kumpeli, potem zaczynasz wszędzie
    widzieć laluchny gotowe zamieszkać
    z Tobą - trzymam kciuki za plany i wizje!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pęknięte serce, czyli jak umieć pozwolić odejść, kiedy trzeba

Droga do pracy

Wstęp.